Strona:Michał Bałucki - W żydowskich rękach.djvu/287

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.



VIII.
Zakończenie.

Nadszedł nareszcie dzień wyznaczony do licytacyji Lipczyn. Termin wypadł właśnie w czasie tak upragnionym przez Habę, kiedy obywatele zajęci byli wyborami. Ale i bez tego nie stanęliby pewnie do licytacyji, bo w całéj okolicy nie wielu było takich, którzyby mogli rozporządzać summą, potrzebną na zakupno Lipczyn. Jeden tylko jakiś Szołdraczyński kutwa i lichwiarz, który pod względem operacyj finansowych mógł iść o lepsze z żydami, pomimo że uchodził za bardzo gorliwego katolika, mógłby był Habie stać się niebezpiecznym konkurentem, ale przemyślny żyd znalazł sposób usunięcia go od licytacyji, ofiarując mu pewną summę odstępnego.
Tak więc tylko sam Haba i jego spółwyznawcy, którzy z nim poprzednio się porozumieli, stanęli na oznaczony dzień do licytacyji. W takich warunkach byliby zupełnymi panami sytuacyji i mogli licytować, jak chcieli. A chcieli rozumie się nabyć Lipczyny za cenę jak najmniejszą. I byłby im ten plan udał się niewątpliwie, gdyby nie zjawienie się starego Kowalskiego.
Przybycie jego nie zwróciło nawet uwagi żydów, obradujących gwarno i krzykliwie w sali sądowéj. Z miny wyglądał na potulnego i biédnego oficyjalistę lub urzędnika, usiadł sobie na boku i czekał spokojnie.
Dopiero kiedy sędzia po przejrzeniu ofert, ogłosił,