Strona:Michał Bałucki - W żydowskich rękach.djvu/285

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

jeszcze wymiarkować, czy cyganka zwaryjowała z radości, czy téż tak jéj pilno było uścisnąć syna. Ale co miał znaczyć ów wrzask okropny? Wrzasnęła tak boleśnie, jakby jéj kto wnętrzności wydzierał. Jeszcze Marek nie rozwiązał sobie tych wątpliwości, gdy na raz błysnęło w pałacu i równocześnie rozległ się huk przeraźliwy, jakby ziemia rozpękła się w tém miejscu. Wstrząśnienie było tak silne, że skała zadrżała i on sam ogłuszony upadł na ziemię. Leżał tak czas długi. Gdy się podniósł, księżyc już był wysoko na niebie i oświecał jasno okolicę. Marek spojrzał ku dworowi z przerażeniem zamiast pałacu zobaczył bezładną kupę gruzów, porozwalane mury, które przerażająco rysowały się na tle seledynowego nieba. Wśród gruzów słychać było jęki, krzyki, nawoływania i ludzie z latarkami uwijali się po téj świeżéj mogile. Marek pospieszył tam.
Zastał już mnóstwo ludzi zajętych odgrzebywaniem gruzów, z pod których dobywał się jakiś jęk niewyraźny. Pomiędzy pracującymi spostrzegł wielu dworskich. Przypadek tylko szczęśliwy ocalił ich od katastrofy, było bowiem tego dnia wesele jakiegoś kmiecia i czeladź cała po wieczerzy wyniosła się ukradkiem do karczmy. We dworze został tylko kucharz, stadnik i służący.
Kiedy dogrzebano się do miejsca zkąd głos wychodził, ujrzano stadnika leżącego pod gruzami, które utworzyły nad nim rodzaj sklepienia. Miał tylko nogę strzaskaną, ale żył. Od niego dopiero dowiedziano się, że wieczorem jakiś cygan przywlókł się do dworu i chciał koniecznie widzieć się z panem. Nie chciano go puścić; dopiero kiedy powiedział, że przynosi wiadomość o kryjówce cyganki, dziedzic kazał go przyprowadzić do kancelaryji W małe zdrowaś Maryja potém nastąpił ów straszliwy huk.
Ocalenie stadnika zachęciło ludzi do dalszych poszu-