Strona:Michał Bałucki - W żydowskich rękach.djvu/258

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Wiem o tém i dla tego sprzedałem te akcyje.
— Po jakiéj cenie?
— Po 63.
— Straciłeś więc pan na każdéj akcyji po ośmdziesiąt dwa.
— Lepiéj, niż stracić wszystko. Dziś akcyje dają na 40.
— Jutro spadną jeszcze bardziéj. Jak tak daléj pójdzie, mogą dojść do 20. Wtedy będziemy je kupowali, bo podnieść się przecież muszą, a choćby podniosły się tylko do 100, (a to można także przypuścić), wtedy straty nasze są pokryte zupełnie. Na tém obliczeniu bardzo prostém, oparłem nasz rachunek i dla tego nie smucę się obecnym stanem.
Operacyja ta wydawała się Czujce bardzo logiczną. Spadek papiérów nie mógł trwać ciągle. Było to chwilowe wstrząśnienie, które spowodowało upadak słabszych firm, te zaś, które będą miały możność przetrzymać katastrofę, muszą wyjść obronną ręką. Nadzieja ratunku rozjaśniła mu zafrasowany umysł. Gdyby tylko można przetrzymać kryzys i pójść za radą barona, a mógłby nie tylko być ocalonym, ale zarobić jeszcze na spadku papiérów. Szło tylko o to, aby ich zakupić jak największą ilość, gdy dojdą do minimum, bo wtedy tylko możnaby mieć nadzieję odbicia strat poniesionych, a tu tymczasém gotówka jego wynosiła zaledwie dwadzieścia trzy tysięcy guldenów.
Z kłopotu tego zwierzył się bankierowi i prosił go o radę. Ta prośba podobno równała się delikatnemu przymówieniu się o pożyczkę. Goldberg nie był od tego, zadał tylko zahypotekowania pożyczki na Zagajowie, a że ten już był własnością syna, więc podpis i zezwolenie jego było konieczném. Czujko ani na chwilę nie wątpił, że nie będzie miał w tym względzie żadnych trudności i obiecał za tydzień wrócić do Wiednia z żądaną gwarancyją. Tyle czasu wydawało mu się dostateczném do uzy-