Strona:Michał Bałucki - W żydowskich rękach.djvu/254

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

było na uciułanie sobie więcéj nad kilkanaście krajcarów. Kto mógł zebrać parę reńskich, ten już z pogardą poglądał na biedaków, stojących przed kantorem loteryji liczbowéj i spieszył zanieść je do banku, bo poczciwy baron zrobił dla mniéj zamożnych to ułatwienie, że przyjmował ratami zapłatę za losy, urządził nawet tak, dla większéj dogodności stron, że za pośrednictwem jego banku, można było należéć do spółki kilku losów, spłacając także ratami należytość. Oprócz tego nabywano akcyje różnych banków, które dawały ogromnie wysoki procent. Szczególniéj akcyje banku budowli i zakupna gruntów dawały wielkie korzyści akcyjonaryjuszom, a gwarancyja ich była tém większa, że sam baron stał na czele tego stowarzyszenia jako jeden z jego dyrektorów, i z upoważnienia komitetu, traktował o nabycie niektórych majątków ziemskich w Galicyji. Towarzystwo to, według zapewnień barona, miało ogromnie świetną przyszłość przed sobą, co potwierdzały także dzienniki wiedeńskie. Cała okolica, w któréj baron zamieszkał, mnóstwo ich zakupiła i dzięki wpływom i radom barona, rozpoczął się w tym zakątku wielki ruch finansowy. Przekonano się, że dotąd marnowano tylko kapitały, więżąc je w skrzyni lub ziemi, że niema nic intratniejszego jak spekulacyje finansowe. Rzucono się więc do tego z całym zapałem, który podnosiły powodzenia kilku ludzi, co już ośmielili się wejść na tę drogę. Wiadomość ta lotem błyskawicy rozchodziła się po okolicy, elektryzowała obojętnych, przekonywała niedowiarków. Nawet wiejski lud, z natury niedowierzający i konserwatywny, dał się wciągnąć do tego ruchu. Nie rzadko można było widziéć w kantorze banku wieśniaków, znoszących w płóciennych woreczkach zapleśniałe cwancygiery i kupujących akcyje banku budowlanego.
Więcéj jednak niż ktokolwiek, zaangażował się w te