Strona:Michał Bałucki - W żydowskich rękach.djvu/18

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

U niego pomysły jak róże miesięczne, co miesiąc co nowego.
— Powiadasz pan, że i na amerykańskim młynie stracił?
— A jakże — stracił z kretesem...
— To mnie dziwi, bo zdaje mi się, że okolica nie obfituje w młyny.
— Tak, ale o kilka mil ztąd żydzi postawili drugi, a że był bliżéj traktu głównego i do tego żydzi dali znacznie niższe ceny, więc go podcięli. Z żydami panie — to nie tak łatwa sprawa. To naród stworzony do handlu i spekulacyji. Ci umieją robić interesa. Gdzie szlachcicowi mierzyć się z nimi? — Ale bo też żyd nie trzyma służby, powozów, nie mieszka w salonach, zjé byle co, prześpi się byle gdzie, czasem i nie dośpi i nie dojé, gdy tego interes wymaga; to też kontentuje się mniejszym zyskiem i tam, gdzie szlachcic stracić musi, żyd wyjdzie cało i z zyskiem. A jemu się chciało rywalizować z nimi. Mrzonki panie, mrzonki... Czy wiesz pan, co on zrobił? Poodbierał u siebie żydom wszystkie arendy, propinacyje i obsadził katolikami. No i nie głupota to, proszę ja pana kochanego? I cóż pytam się zyskał na tém?
Karczmy jego przepadły, a żydzi teraz bij zabij na niego. Kto wie czy byłoby im przyszło na myśl stawiać młyn amerykański, gdyby nie to, że chcieli mu dokuczyć i poszli na udry. To naród równie mściwy, jak przemyślny, trzyma się za ręce i dlatego wiele może. Za jednego wszyscy się ujmą.
— A u nas brak solidarności i dlatego nic dziwnego, że taki Czujko upada ze swoimi projektami.
— On nas nie zna — to i my go znać nie chcemy.
— Można go było nie znać jako osobę prywatną, ale jeżeli występował w zamiarze podniesienia przemysłu kra-