Strona:Michał Bałucki - W żydowskich rękach.djvu/147

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— A Widzisz. Pokazało się, że ten lichy żyd i podobni jemu są groźniejsi, niebezpieczniejsi niż nam się zdawało. Oni są potężni tą łącznością, która małe i na pozór nic nie znaczące siły wiąże w jedną straszną siłę. Kilkodniowy mój pobyt w Wiedniu przekonał mnie, że potęga ta doszła do rozmiarów, o jakich nie miałem pojęcia. Tu, w Galicyji, żydostwo przedstawia się nam, jako robactwo ruchliwe, czynne, rodzaj szarańczy społecznéj, która nas powoli objada i niszczy, a którą zdawało mi się, że będzie można wytępić. Tymczasem przekonałem się, że to tylko odnogi olbrzymiego polipa, którego główne jądro jest tam — w Wiedniu. U nas żyd jest pasożytem, który żyje sokami narodu, ale go nie przerósł, nie zaćmił, ani mu nie imponuje — gdy tymczasem w Wiedniu widziałem reprezentantów tego narodu na najwyższych szczeblach hierarchiji społecznéj, dokąd się wdarli przez równouprawnienie i majątek. W ich ręku znajdują się kolosalne fortuny, wysokie urzędy, przeróżne instytucyje, olbrzymie przedsiębiorstwa, fabryki, koleje i wreszcie dziennikarstwo, ta straszna potęga naszego wieku — i wszystkiego tego używają oni głównie dla popiérania swoich interesów. Głosy galicyjskich żydów z licznych miasteczek odzywają się echem w sferach wysokiéj arystokracyji finansowéj i znajdują tam poparcie. W téj spójności maluczkich i wielkich związanych interesem i tradycyją w jeden olbrzymi zastęp jest coś przerażająco wzniosłego, coś co mnie przygniotło swoim ogromem. Walka moja z tym przemyślnym narodem wydawała mi się donkiszoteryją — i śmiesznością. I cóż przeciw takiéj sile może zrobić jeden człowiek nie poparty przez nikogo? Szlachta głupia i nieporadna, chłop ciemny i niechętny — a wszyscy siedzą w kieszeniach żydowskich — wszyscy spętani ramionami tego olbrzymiego polipa, co im soki wysysa i o śmierć przyprawia. Nikt