Strona:Michał Bałucki - W żydowskich rękach.djvu/105

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Ranek był prześliczny, świéży, — kroplista rosa... Ale po co ja wam to wszystko piszę, coście już tyle razy pewnie czytali. Któż z was nie czytał o kroplistéj rosie, w któréj łamią się promienie słoneczne, wciskające się w głąb lasu przez sklepienie drzew; — o świéżym żywicznym zapachu lasu szpilkowego, o szemraniu potoków w zaroślach, niezbędnych przy opisywaniu poranku w lesie?
Nie będę więc was nudził długiemi opisami, ani zatrzymywał przy każdéj trawce i kwiatku, by wam kazać wzdychać i zachwycać się jego pięknością i wolę sobie postąpić ze świéżym porankiem tak samo, jak zrobiłem już z nieświéżą Kundusią, t. j. że odeszlę was po bliższe szczegóły do innych autorów, którzy z flamandzką drobiazgowością kreślą podobne rzeczy; albo wygodniéj jeszcze zrobię odwołując się wprost do fantazyji i wspomnień czytelników, bo pewnie mało znajdzie się takich, którzyby choć raz w życiu nie mieli sposobności widzenia jakiego pięknego lasu świérkowego, przeplatanego białą brzeziną, dębami i grabiną, zagęszczonego spodem leszczynowémi krzakami i ostrężyną, między któremi snują się szerokie wstęgi zielonych trawników lub ściéżki wydeptane w różnych kierunkach wśród mchu i borowin. Otóż proszę sobie wyobrazić taki las, złożony ze szpilkowych i liściastych drzew, mający tu i owdzie gęstwiny ciemne, niedostępne prawie, w których jak plamy krwi, czerwienieją muchomory — to znowu łączki i polany słoneczne, pachnące miodem i pełne kwiatów; proszę w tym lesie wyobrazić sobie pana Walerego ze strzelbą na ramieniu, papiérosem w ustach, szkiełkiem na oczach, słomianym kapeluszem na głowie idącego ku stawom i pogwizdującego aryją z „pięknéj Heleny“ o trzech boginiach, a będziemy mieli dość dokładny obraz chwili, miejsca i osoby. — A prawda, zapomniałem całkiem o świérgotających pta-