Strona:Michał Bałucki - Typy i obrazki krakowskie.djvu/243

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Julek, który leżał obok mnie w betach i także się przebudził, słyszał ten płacz i te narzekania, podniósł głowę nieco z poduszek i trącił mnie łokciem.
— Ty śpisz?
— Nie.
— Słyszałeś, co Mośkowa mówiła?
— Słyszałem. — Biedna Mośkowa.
— Ja nie darują temu żydziakowi. Poczciwa Mośkowa tak nas ugościła, jak hrabiów jakich.
— Osobny stół dla nas nakryła.
— O, nie daruję mu tego!
— I cóż mu zrobisz?
— Poczekaj!
Podniósł głowę jeszcze wyżej z poduszek, spojrzał w stronę, gdzie rodzice moi i jego siedzieli, potem zsunął się ostrożnie, cicho, jak kot na ziemię, przemknął się niespostrzeżony koło ściany, odemknął lekko drzwi od alkierza i przepadł w drugiej izbie.
Za małą chwilę dal się słyszeć ztamtąd krzyk, a zaraz potem wrzawa wielka, jakby gonienie po izbie i przewracanie stołków. Rodzice wraz z Mośkową poszli zobaczyć, co się stało, ja także stoczyłem się z łóżka na ziemię i poszedłem za nimi. Niespodziewany widok uderzył moje oczy.
Na stole, wśród szczątków wieczerzy, stał Julek z wazą, którą z trudnością mógł unieść, zaperzony cały, z wzrokiem roziskrzonym. Na około niego kilku biesiadników ze stołkami, pięściami, przyskakiwali grożąc, i usuwali się, ile razy wazą zamierzył się ku nim.
— Który mi tu żyd przyjdzie, to mu ślepie warem zaleję, jak Boga kocham-mówił z determinacyą i odwagą, która jednak stopniała na widok wchodzącego ojca.
— Co się tu dzieje? Co ty tam robisz na stole?-spytał go ojciec ze zdziwieniem.
Nim miał czas odpowiedzieć, żydzi rzucili się ku ojcu i jeden przed drugim usiłował wytłómaczyć, o co chodzi.Zrobił się z tego taki galimatias, że słowa jednego wyraź-