Strona:Michał Bałucki - Typy i obrazki krakowskie.djvu/162

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Michał: także wziął się do ubierania; ale mu nie szło tak łatwo. Nie wiedział co wdziać na siebie; szukał w kuferku co miał najlepszego: najczystszej koszuli, najpiękniejszej chustki na szyję i co chwila stawał przed Justysią radzić się.
— Cóż? Jakże panna Justysia myśli, będzie to dobre?
— Ale dobre, dobre; tylko śpiesz się pan Michał, bo już po dziesiątej.
— Duchem będę gotów, -pieronem panno Justysiu.
Ale to „pieronem“ trwało przeszło pół godziny, bo najprzód musiał wyszorować zasmoloną twarz mydłem, czesanie czupryny także mu niemało czasu zajęło, a najdłużej zabawił się przy czyszczeniu pomiętej garderoby swojej.Wszystko leżało na nim niezgrabnie, pociesznie. Kamizelka zakrótka, spodnie zaszerokie, a surdut fałdował się na plecach i wyglądał jakby ze starszego brata. Jemu jednak zdawało się, że ustroił się Bóg wie jak paradnie.-Justysia nie zwracała na niego wcale uwagi, zajęta własnem ubieraniem; na wszystkie zapytania jego, odpowiadała, nie patrząc nawet, że dobrze, bo jej wcale nie chodziło o to jak będzie wyglądał, tylko żeby ją miał kto zaprowadzić na ów bal, — samej iść „byłoby nie it propos“, jak mówiła.
Przed wyjściem z domu, przejrzała się jeszcze w małśm lusterku, wpięła w warkocze kawałek kwitnącej gieranii, zarzuciła na niebieską sukienkę z falbankami lekką chustkę i rzekła:
— No, chodźmy.
Noc była ciemna. mglista. a zmarznięta ziemia oślizgła trochę. Mimo to dziewczyna biegła tak szybko drobnym krokiem, że Michał z trudnością mógł zdążyć za nią. Trudniej mu jeszcze było, idąc tak szybko, rozmawiać z nią.
— Więc wiele to, panna Justysia powiada, trzeba dać za bilet?
— Pięćdziesiąt krajcarów.
— Za jednę osobę, — no, a za pannę drugie pięćdziesiąt.