Strona:Michał Bałucki - Typy i obrazki krakowskie.djvu/137

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

jąc się, wyczerpała nie tylko podróżną kieszeń krewnych, ale i ich cierpliwość - i kiedy jednego dnia chory dosyć wyraźnie dał im poznać, że robią sobie niepotrzebne wydatki, których im potem nikt nie wróci, zabrały się nagle i wyjechały bez pożegnania.
I sprawa zapisu została niewyjaśnioną. Pan Kacper trzymał ją w tajemnicy.
Ale z wiekiem trudniej mu było utrzymać tę tajemnicę za zębami, zwłaszcza, że jak powiedziałem, zębów własnych już nie miał, a cudze nie pełniły dobrze służby. To też nieraz wygadał się z tem i z owem przed znajomymi. Ja miałem także przyjemność należeć do jego znajomych. A poznałem się z nim w dość komiczny sposób.
Miałem kolegę, który mieszkał w domu pana Kacpra, a był z wydziału filologicznego. Bo trzeba i to jeszcze dodać nawiasowo, że pan Kacper za nic w świecie nie byłby wynajął u siebie mieszkania prawnikowi. Prawników znienawidził od czasu jakiegoś procesu, który ciągnął się przez lat sześć i skończył się na niekorzyść pana Kacpra, choć sprawa była, jak mówił, jak szkło czysta. Natomiast cenił wysoko kandydatów na profesorów, techników i medyków, bo, mówił, ci darmo chleba nie jedzą na świecie i przynoszą rzeczywiste usługi ludzkości.
Otóż mój kolega, jako kandydat na profesora, miał u pana Kacpra pewne względy i dlatego zjawiał się u niego dopiero we dwa, lub trzy dni po pierwszym po komorne.
Jednego tedy dnia, a było to właśnie kilka dni po pierwszym - mój kolega zaproponował mi, czybym nie odstąpił mu mego mieszkania na dni kilka. bo właśnie przygotowywał się do egzaminów i moje mieszkanie wydawało mu się spokojniejszem do pracy. Nie mogłem odmówić mu tej malej przysługi i przeprowadziłem się na poczekaniu, wziąwszy pod jednę pachę teczkę z papierami i kilka książek, a w rękę zawiniątko z bielizną, parasol i fajkę. Pierwszej nocy zaraz zauważyłem, że mieszkanie mego kolegi