Strona:Michał Bałucki - Trzy szkice powieściowe.djvu/239

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

gnęli, а to głównie z tego powodu, że Juliusz liczył tylko na siebie, na swoją zasługę, nie szukał wstawiennictwa, protekcyi, nie umiał się kłaniać, nadskakiwać, a ponura jego i milcząca figura wstrętnym i niemiłym go robiła w biórze w oczach przełożonych. Ta niesprawiedliwość uczyniła go jeszcze więcéj ponurym, milczącym, towarzystwo ludzi rozdrażniało go tylko i męczyło — bo mu przypominało jego małość, jego upokorzenie; z skarbami ogromnéj wiedzy siedział jak głodny Arab, z workiem pereł na puszczy, a wszystkie warstwy spółeczeństwa, wobec których stał niżéj, przygniatały dumnego marzyciela, jak żywy grobowiec. Nieraz, kiedy wracał z Saskiego ogrodu lub z innego miejsca tłumnych zebrań, rzucał się z jękiem na posłanie, tarzał się konwulsyjnie i targał włosy z rozpaczy, że wśród téj masy ludzi on zginął jak robak w prochu, wściekało go to, że nikt nie wie, iż on żyje, że nikt wiedzieć nie będzie, gdy umrze; podczas gdy inni ludzie mniéj może wartający niż on, przesuwają się przed oczami tłumu błyszcząc bogactwem, zaszczytami. Niesłychana ta duma w młodym człowieku miała jedynie na swoje usprawiedliwienie jego sieroctwo. Nuryn był sam, sam w najliteralniejszém znaczeniu tego słowa. Nie znał matki, ani ojca, ani brata, ani siostry, ani dalekich, ani bliskich krewnych — jedném słowem był: sam. — Rodzinne ognisko, które jedynie ludziom wystarcza, do którego tylu wraca po doznanych zawodach w życiu i szuka przy niém szczęścia i spokoju, to ognisko nigdy nie płonęło dla niego. — Jego domem był świat, jego rodziną spółeczeństwo; chciał więc dać znak o sobie temu spółeczeństwu, powiedzieć mu jakimś czynem: żyję, jestem — a tego zrobić nie mógł pomimo najgwałtowniejszych wytężeń myśli i duszy. Pragnienia wielkości, sławy paliły go, wyciągały du-