Strona:Michał Bałucki - Trzy szkice powieściowe.djvu/165

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.




I.
Wilija Bożego-Narodzenia.

Ogromne śniegi przysypały pola i zawiały drogi; gdzie spojrzeć, wszędzie gładko i biało, jakby białym obrusem nakryto ziemię do dzisiejszéj wieczerzy; kępki świerków zielenią się na niéj niby choinka dla dzieci, a w górze na niebie zapalano już tu i owdzie gwieździste świeczniki. Na czerwoném tle zachodniego nieba czerni się krzyż, wpół już przegniły i zielonym mchem porosły od starości, koło niego kilka krzaków głogowych, z których podlatujące wrony otrząsają strzępy śniegu.
Od krzyża szedł ku wsi przez zaspy śniegu jakiś sołdat w długiéj, podartéj szyneli, z tobołkiem na plecach, wygoloną głowę przykrywała okrągła czapka bez daszka, mająca wiele podobieństwa do miski. Sołdat niemłody już i zmęczony drogą powoli i z trudnością posuwał się naprzód, zostawiając po sobie dziwne ślady w śniegu, które szły za nim jak łańcuch za nogę więźnia. Łańcuch ten składał się z odcisków lewéj stopy