Strona:Michał Bałucki - Trzy szkice powieściowe.djvu/162

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
70


bladego i mocno zmienionego; cień śmierci rozsiadł się już w załomach jego twarzy, zimny kroplisty pot wystąpił na czoło. Chciała biedz po doktora — zatrzymał ją i rzekł ciężko oddychając:
— Już późno. Za chwilę skończy się wszystko. Umrę spokojny, tyś mnie pogodziła ze światem; ty i jeszcze jeden człowiek nauczyliście mnie cierpieć szlachetnie i przebaczać. Tam — pod tą deską ukrywa się człowiek, który zabił moje szczęście, zepsuł całe moje życie — tego człowieka ocal! —
Głos coraz bardziéj cichnął — oczy zaszły już mgłą, ciało ziębło. Staruszek podniósł jeszcze głowę do góry i z wysileniem wyszeptał:
„Odpuść nam, jako i my odpuszczamy!“

KONIEC.