Strona:Michał Bałucki - Trzy szkice powieściowe.djvu/161

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

mocą starca i wsunął się w ciemny otwór. Za nim chciał postąpić jego towarzysz.
Staruszek spojrzał na tego człowieka, drgnął cały, krew uderzyła mu do twarzy i krzyknął:
— Julian. —
— Zginąłem — rzekł Juljan z rozpaczą poznawszy w starcu swego wroga.
— Zginiesz — rzekł starzec z naciskiem: puścił deskę i z mściwą radością patrzał na śmiertelną trwogę swego nieprzyjaciela, który zbladł jak ściana, słysząc na dole kroki zbliżających się żołnierzy. Staruszek pastwił się tym widokiem.
Wtém z przeciwka dał się słyszeć śpiew rzewny; to stolarka śpiewała jakąś pobożną pieśń. Staruszek zachwiał się, wyraz jego twarzy zmienił się, zmiękł jak wosk pod wrażeniem téj pieśni — wziął za rękę uwodziciela swéj żony, podniósł deskę i rzekł łagodnie:
— Wejdź!
Potem nakrył go znowu, jakby wiekiem od trumny, usiadł i czekał przybycia żołnierzy.
Wpadli za chwilę pijani z hałasem do cichéj starca izdebki, przetrząsnęli wszystko, przewrócili do góry nogami — i nic nie znaleźli. Wśród czterech prawie pustych ścian izdebki trudno było przypuścić, że się ktoś mógł ukryć. Poszli więc szukać daléj; ale żal im było odchodzić z niczem: poturbowali więc trochę staruszka, a jeden z pijanych żołnierzy odchodząc, uderzył go kolbą w piersi na pożegnanie. Uderzenie to dla starca, co świeżo z ciężkiéj podniósł się niemocy, było śmiertelne. Krew rzuciła mu się wnet ustami, zachwiał się i upadł.
Kiedy stolarka przestraszona hałasem i niespokojna o staruszka wpadła do jego mieszkania, zastała go już