Strona:Michał Bałucki - Nowelle.djvu/92

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wać na siebie, znosić między ludźmi różne upokorzenia i przykrości — krewni, do których się udawał o pomoc, zbywali go milczeniem, nie przyznawali się całkiem do niego.
Tak przebiedował lat kilka, lekceważony przez jednych, zapomniany przez drugich, czując się samotnym i opuszczonym zupełnie — gdy wtem zaszedł wypadek, którego nikt nie przewidywał, a który zmienił całkiem jego położenie.
Brat jego umarł nagle na jakąś zaraźliwą chorobę, w skutek czego on, jako jedyny prawy potomek ojca, odzyskał naraz wszystkie prawa do spadku. Zawiadomił go o tem niezwłocznie jakiś adwokat i ofiarował mu się przeprowadzić proces i rewindykacyę majątku za wynagrodzeniem 10% od całej sumy spadkowej.
Proces, rozumie się, został wygrany i sierota, biedak, człowiek bez stanowiska, stał się naraz panem wielkiej fortuny, a z fortuną zjawiła się zaraz zgraja przyjaciół, pochlebców, którzy jak ćmy do świecy tłoczyli się do niego, choć im bez litości opalał skrzydła piekącą ironią i sarkazmem, Jeżeli dawniej nie cierpiał ludzi, to teraz musiał pogardzać nimi, patrząc na ich zabiegi, łaszenia się, umizgi w celu pozyskania jego łaski. — On, który niedawno jeszcze czuł się tak osamotnionym, teraz opędzić się nie mógł od ludzi, którzy go prześladowali życzliwością i przyjaźnią, codzień nowi krewni jak z pod ziemi wyrastali, zjeżdżali się do niego z powinszowa-