Strona:Michał Bałucki - Nowelle.djvu/55

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Mimo to, nie zmieniła swego postępowania względem niego i obojętność swoją posunęła tak dalece, że mu nawet nie podziękowała za przysługę, jaką jej zrobił. Unikała go jeszcze więcej niż dawniej i całe prawie dnie spędzała przy fortepianie. Chciała brzękiem tego instrumentu zgłuszyć w sobie to uczucie, którego jeszcze nie rozumiała i nazwać się bała właściwem imieniem a.które wzmagało się w niej coraz bardziej i ogarniało jak płomień. W pracy chciała szukać zapomnienia.
Ale i Kazimierz od jakiegoś czasu stał się nadzwyczaj pilnym. Tyle tylko wychodził ze swego mieszkania, co na obiad lub na herbatę, nawet lekcye z Adasiem odbywał w swoim pokoju, a po ukończeniu lekcyi zabierał się do nauki i siedział przy niej kamieniem od rana do nocy, często na wet do bardzo późnej nocy.
Bywała nieraz noc taka cudna, pełna blasków księżycowych, srebrzystej mgły na polach, tajemniczych cieniów w ogrodzie, a on ani spojrzał na te uroki, ani zbliży się do okna odetchnąć świeżem powietrzem po dziennym upale, tylko siedzi przy żółtem świetle lampy i czyta — a czyta bez przerwy.
Nieraz Zosia próbowała wyciągnąć go różnemi fortelami: to podchodziła pod otwarte okno i wesołem chichotaniem zdradzała obecność swoją, to rzucała mu róże do pokoju, to pukała co drzwi, zmyślając na prędcę jaki pilny in-