Strona:Michał Bałucki - Nowelle.djvu/315

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

niego ciężko, w bezsennych nieraz nocach, bo praca uratowała mnie od hańby, a moją matkę od nędzy, i nie pozwoliłabym nigdy, aby ktokolwiek lekceważył i poniewierał to, co ja szanuję.
Powiedziała te słowa z godnością i powagą, i ukłoniwszy się, chciała odejść. Juliusz rzucił się ku niej z rozpaczą, błaganiem, i chciał ją zatrzymać, ale rozkazującym ruchem odsunęła go od siebie i rzekła:
— Panie Juliuszu, zostaw mnie pan w spokoju. Pomimo syrnpatyi, jaką miałam dla pana, nie mogłabym bez ubliżenia sobie widywać pana więcej u nas. My nie stworzeni dla siebie. Pan należysz do, towarzystwa, któreby ci nie przebaczyło i nie zapomniało nigdy, żeś ożenił się ze szwaczką, i może sam kiedyś żałowałbyś tego kroku. Żegnam pana.
Postąpiła ku drzwiom, ale siły ją opuściły.Nieprzytomna już, chwyciła się za klamkę, aby nie upaść, ale nie dosięgła ręką i upadła w tył na dywan. Wszyscy pośpieszyli jej na ratunek.Zemdlenie to było dowodem, że nie tak łatwo przyszło jej wyrzeczenie się widoku Juliusza, i on nie tracił nadziei, że ją uprosi, przebłaga; ale nadzieja ta go zawiodła. Walery a nie chciała już więcej widzieć się z nim, ani z jego rodzicami. Napróżno ci ostatni usiłowali nakłonić ją do próśb Juliusza. Trwała niezmiennie — przy swejem postanowieniu. Co prawda, to oj-