Strona:Michał Bałucki - Nowelle.djvu/312

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

chwili był pożądanym, bo uwalniał je od dalszych zwierzeń Nabielowskiej, które je torturowały. Przybyły życzył sobie widzieć się z panną Waleryą. Julia poprosiła go więc do salonu.
Zaledwie tam wszedł, pani Nabielowska, ujrzawszy go, odezwała się ucieszona:
— A, znalazłeś nas! więc domyśliłeś się, że tu jesteśmy. Maryniu, nie poznajesz? — odezwała się do starej Dulskiej — mój mąż, a to Dulska.Prawda, że się zmieniła bardzo. Ale bo też to już kawał czasu, jak nie widzieliśmy jej. O! jak to córki powyrastały, spoważniały. Najmłodsza, Walercia, już taka pannica! a to był taki dzieciak, gdyśmy ją znały. No, siadajże; cóż tak patrzysz?
Rzeczywiście Nabielowski miał niesłychanie zdziwioną i zmieszaną minę. Nie wiedział, co powiedzieć, jak się znaleść. Przyszedł tu nastrojony groźnie i poważnie do rozmowy z tą jakąś panną Waleryą, która mu syna zbałamuciła, a trafił na dobrych znajomych. Ta nagła zmiana sytuacyi zakłopotała go, nie wiedział, jak się witać, co mówić? czy żona jego poruszyła już drażliwą kwestyę, dla której tu przyszedł? Także sama panna Walerya nie mało się przyczyniła do zbicia go z tonu. Spodziewał się zastać lichego gatunku panienkę, co najwyżej kokietkę z ordynarnemi manierami, a zobaczył przed sobą damę, której piękność go olśniła, a powaga zmieszała.Zapomniał wobec niej języka; kłaniał się tylko,