Strona:Michał Bałucki - Nowelle.djvu/306

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ani słyszeć o tem, na sarnę myśl, że jej syn mógłby upaść tak nizko, zalewała się rzewnemi łzami, utrzymując, że onaby takiego wstydu nie przeżyła.
Słuchając tych lamentów matki, surowych upomnień ojca, Juliusz naprawdę zaczął niepokoić się, czy to, co on uczynić zamierza, jest dobrem, skoro rodzice sami, którzy przecież go kochają i chcą jego szczęścia, są tak przeciwni jego zamiarom. Byłażby to rzeczywiście tylko lekkomyślność młodego wieku, to, co on uważał za dojrzałe postanowienie mężczyzny? Nachodziły go obawy, wątpliwości, czy skłonność, jaką uczuwał do Waleryi, nie unosi go zbyt daleko, nie zaślepia na dalsze następstwa. Czy kiedykolwiek nie pożałuje tego kroku, na który dziś chce się odważyć, wbrew woli rodziców. Takie myśli niepokoiły go i osłabiały chwilowo jego postanowienie; ale przypomniał sobie Romana, że i on podobne przechodził koleje, że i on walczyć musiał z przesądnemi pojęciami rodziny, iść wbrew jej woli, a jednak teraz nie żałuje tego i jest szczęśliwy. To porównanie dodało mu energii i nowych sił do walki z przeciwnościami. Rozumie się, że ta walka, miarkowana uszanowaniem winnem rodzicom i miłością, jaką miał dla nich, ograniczała się biernym oporem, milczącem znoszeniem ich uwag, lub tkliwemi błaganiami, któremi usiłował zmiękczyć i zjednać dla siebie serce matki. W obec ojca próbował