Strona:Michał Bałucki - Nowelle.djvu/273

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Wśród całego tego otoczenia ciekawych i życzliwych, stała przed lustrem uśmiechnięta, promieniejąca szczęściem, cudownie piękna w stroju balowym, który potęgował i uwydatniał prześliczne jej kształty. Wszystkie panie przypatrywały się jej z zachwytem, niektóre z ukrytą zazdrością, wydając od czasu do czasu głosy uwielbienia i podziwu. Nawet służąca z kuchni, z zakasanemi rękawami i do połowy obtartym talerzem, wsuneła głowę przez drzwi do pokoju, aby zobaczyć, jak jej panienka wygląda, i zawyrokowała, że wygląda, jak królowa, że chyba piękniejszej niema na całym świecie. Matka staruszka nic się nie odzywała, ale w jej oczach, szklących się łzami radości, łatwo można było wyczytać, jak była uszczęśliwiona, zachwycona.Wpatrywała się w swoją Waleryę, jak w obraz święty.
Mulińska, ukończywszy już dawno swoją toaletę, która jej nie wiele zabrała czasu, bo była bardzo skromna, choć elegancka, zajmowała się teraz przystrajaniem siostry, upinała jej kwiaty We włosach, podawała bransolety, zapinała rękawiczki, a za każdym nowym dodatkiem odsuwała się o parę kroków, jak artysta, modelujący posąg, aby z pewnej odległości objąć całość i ocenić, jaki to efekt wywoła. Mąż jej tymczasem, ubrany już kompletnie we frak ślubny, który dziś wyglądał trochę za kuso na jego herkulesowej postaci, przechadzał się na palcach