Strona:Michał Bałucki - Nowelle.djvu/257

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

w wigilią balu nie pokazał się wcale. Wydawało się jej to bardzo naturalnem, że nie przyszedł, wiedząc, jak wiele miały zajęcia, bo nawet, choćby chciała, nie miałaby czasu z nim porozmawiać.Ani jej przez myśl nie przeszło, że był powód poważniejszy, dla którego nie pokazał się i że pOwód ten tyczył się jej przedewszystkiem.
Rzecz się tak miała, że na drugi dzień po owej próbie sukni balowej, podczas której doktorowa dowiedziała się, że i panna Walerya otrzymała zaproszenie na bal, wpadł Bolek z rana, jak bomba, do mieszkania Juliusza i, nie witając się nawet, mocno zaalterowany, zaczął odrazu od wymówek:
— Patrz — rzekł — coś narobił tym twoim nieszczęśliwym Mulińskim! Doktorowa już się dowiedziała, że ta twoja panna Walerya ma być na balu, narobiła v;’rzawy, zbuntowała kilkanaście pań, które teraz z wymówkami się odniosły do.komitetu balowego i z zapytaniem: co to ma znaczyć, że tak zapowiadano z góry iż bal ten będzie miał wyborowe towarzystwo, sarną śmietankę naszego miasta, a tymczasem dopuszczają do niego szwaczki? Doktorowa, powiadam ci, jest zirytowana tem, oburzona do najwyższego stopnia.
— Ona, oburzona? — rzekł z drwiącym uśmiechem Juliusz. — A ileż osób musiałoby się oburzyć na to, że ona tam będzie? Jeżeli kto, to