Strona:Michał Bałucki - Nowelle.djvu/250

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

do siebie i nieledwie po rękach całowały, aby pozyskać ją dla siebie, aby jak najwięcej czasu, starania i gustu poświęciła tej, a nie innej sukni.Od rana do samego wieczora gustowny salonik panny Waleryi był pełny dam: jedne wchodziły, drugie wychodziły;. były takie, które tam, jak na egzekucyi siedziały cały dzień prawie. Jakaś hrabina z córką, którą pierwszy raz tego roku miała wyprowadzić na widok publiczny, z obawy, by jej nie popsuto materyi, by nie zrobiono czegokolwiek wbrew jej zachceniom, przez dwa dni mieszkała tam prawie, drzemiąc po całych dniach w fotelu wśród pootwieranych pudeł, pudeł, pudełek, rozrzuconych materyj, wiszących gotowych już sukien i budziła się dopiero do przymierzenia lub robienia uwag córce, żeby się trzymała prosto, ust nie otwierała i nogi stawiała w pozycyi. Co chwila z pracowni, w której zwijało się rączo koło roboty przeszło dwadzieścia panien, przynoszono jakiś stanik do przy mierzania, jakąś suknię do upięcia, materyę do przykrojenia, a wtedy ruch w saloniku się zwiększał, damy, jak kurki zbiegały się do oglądania, krytykowania, i wydawały z siebie takie piekielne głosy w różnych językach, przeważnie francuzkim, że głowa mogła rozboleć od tego ciągłego trajkotania, wykrzykników zachwytu, albo wzdychań, lamentów i desperacyj. Najwięcej atoli kłopotu i zamieszania robiła jedna doktorowa, piękna, okazała blondyna. Ta sprowa-