Strona:Michał Bałucki - Nowelle.djvu/245

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

skupa Z prośbą, aby odmówił pozwolenia na to małżeństwo, próbowały nawet pozbawić mnie posady, jedynego sposobu utrzymania; zaciekłość ich wysilała się na najrozmaitszego rodzaju prześladowania i przeszkody, które jednak przezwyciężyłem, i zamiar swój przyprowadziłem do skutku. Zabiegi niecne ciotek odniosły tylko ten skutek, że odsłoniły mi jeszcze więcej brudnych stron tej klasy ludzi, do której przedtem z upodobaniem się zaliczałem, że odstręczyły mnie od niej raz na — zawsze. Może z tego powodu Właśnie wpadłem w drugą ostateczność, w przesadę: lekceważę sobie wszelkie formy i drwię z elegancyi, nie wierzę w piękne frazesy i nie cierpię arystokracyi; ale to, czegom doznał, od tych ludzi, usprawiedliwia moją odrazę. My, ulica, może nie jesteśmy lepsi, ale szczersi, nazywamy występek — po imieniu, — wytykamy palcem zbrodniarza, a na nasze moralne piegi i liszaje nie kładziemy pudru ani tynku; mniej u nas fałszu, mniej obłudy, i to właśnie stanowi naszą moralność.
Oto masz mniej więcej obraz przemiany moralnej i fizycznej. Zrzuciłem dawną skórę bez żalu, nową zaś, choć szorstką i grubszą, noszę z pewnym rodzajem dumy, bo nie farbowana i własna; pracuję ciężko, ale to przeświadczenie, że umiem i mogę pracować, daje mi stokroć więcej zadowolenia, niż dawniej wygodne Próżniactwo; a tę przemianę moralną i szczęście