Strona:Michał Bałucki - Nowelle.djvu/223

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Jaką, jaką! wybuchnął niecierpliwie Roman — czyż trzeba ci wykładać łopatą, co się stać może? Byle jaka lafirynda, która nie warta jednej lub drugiej rzemyka rozwiązać, może na balu zrobić im afront, dmąc w swoje urodzenie, lub stanowisko, lada młokos, dowiedziawszy się, Że to tylko krawczynie, gotów się dopuścić jakiegoś lekceważenia, jakiegoś ubliżającego żartu, a wtedy co? Gdybym tam był, umiałbym je bronić od zniewagi, choćby przyszło awanturę zrobić; ale ja po balach nie chodzę, bom zanadto dumny, zanadto cenię moją pracę, abym się wciskał tam, gdzieby jej szanować nie umiano.Będzie wprawdzie Muliński, ale Muliński poczciwy chłop i nic więcej; on by stracił głowę; przy tem za miękki i nieśmiały.
— Przypuszczasz rzeczy niepodobne. Gdzieżby śmiał kto ubliżać w ten sposób kobietom, i to jeszcze takim, jak panna Walerya i jej siostra, których całe zachowanie się, powierzchowność, są pełne dystynkcyi, że niktby ich na wet nie pOsądził o to, czem są.
— A więc chcesz je przemycić na salę balową w charakterze dam innej sfery; masz nadzieję, że ich nikt nie pozna jak na maskaradzie. Widzisz, w tem odezwaniu się twojem zdradzasz, Że i ty hołdujesz starym przesądom, że kobiety pracy mają u ciebie o tyle wartości, o ile po nich nie poznać, czem są właściwie. A jeżeli poznają, co wtedy?