Strona:Michał Bałucki - Nowelle.djvu/204

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

a ty jak powiadasz, za mało masz czasu. Idzie mi tylko o nasz bal, o jego powodzenie. Wiesz dobrze, jakie zeszłoroczny zrobił fiasco, dlatego tylko, że komitet, złożony z zapalonych demokratów, nie robił różnicy w zaproszeniach i rozesłał je krawcom, szewcom, stolarzom i Bóg wie komu; rozniosło się to po mieście, bo ci sami zaproszeni roztrąbili o tem, chwaląc się przed wszystkimi, i dlatego cała inteligencya cofnęła się, z arystokracyj także nikt nie był, a mieszczańskie sfery dowiedziawszy się o tem, że tamci nie będą, także nie były i bal zrobił kompletne fiasco. Tegoroczny więc komitet postanowił być ostrożniejszym i dobrze przeczyścił listę zaproszeń, aby było samo dystyngowane towarzystwo.
— Więc czegóż właściwie chcesz odemnie?
— Żebyś nam zwrócił zaproszenie tego Mulińskiego.
— Skoro już raz wydane...
— Wydane, wydane, to nie racya. Ten, który je pisał, nie wiedział, dla kogo, bo nie podałeś, że to introligator.
— Stało się. Zaproszenie już odesłane. Nie podobna go przecież teraz odbierać.
— Dlaczego? Niema z kim robić długich ceremonij. Powie się, że zaszła omyłka i rzecz skończona.
— Nie zrobię tego nigdy.