Strona:Michał Bałucki - Nowelle.djvu/167

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
I.
Wesoła młodzież.

Z jednej z pierwszorzędnych restauracyj, której okna na pierwszem piętrze, mimo spóźnionej pory, jasno świeciły się jeszcze wśród ciemnej nocy, wysypała się na ulicę gromada młodych ludzi, ożywiona, wesoła, hulaszcza, w dobrych?Umorach, rozmawiając głośno i śmiejąc się Jeszcze głośniej.
— No, a teraz dokąd? — spytał jeden z nich, który pierwszy wyszedł na ulicę. — Dokąd idziemy?,
— Ja do domu odezwał się idący za nim blondyn, o ile to można było rozróżnić przy, słabem świetle latarni, które wiatr, pędzący tumany suchego śniegu, co chwila zaciemniał.
— Do domu? — Zwaryowałeś? Tożto nie ma więcej, jak jedenasta. Najlepsza pora do lampartki. Słyszycie! Julek chce iść do domu.