Strona:Michał Bałucki - Nowelle.djvu/15

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

pilnuj Jadwigi, bo to ci panowie z miasta....dyabeł nie śpi.....
I nie dowierzając paniczowi z miasta, rozciągnął teraz baczniejszą opiekę nad młodemi.
Pana Kazimierza pod najrozmaitszemi pozorami odciągał od panny, to na wędrówkę, to na cygarko, to do gumna, dla obejrzenia świeżo sprowadzonej młocarni, albo w pole do żniwa.A gdy mu się to niezawsze udawało, to chcąc przeszkodzić słodkiemu sam na sam, albo żonę im nasyłał do towarzystwa z pończochą w ręku, albo sam z fajeczką przysiadał się do nich i puszczał gęste kłęby dymu, niby jako skuteczny środek przeciw komarom. Siedział i przysłuchiwał się ich rozmowom; ale młodzi rozmawiali ze sobą zawsze tak poważnie, tak uczenie, że poczciwy szlachcic mało co z tego rozumiał, nudził się śmiertelnie i ziewał, że — zdawało się, usta rozedrze od ucha do ucha, Kiedy to tak często się powtarzało, zaczął stary podejrzewać, że oni umyślnie silą się na takie rozmowy, aby go wystraszyć tem od siebie. W naiwności swojej nie przypuszczał, żeby ktoś, a szczególnie młodzi, zakochani mieli jakąkolwiek przyjemność męczyć się wzajemnie tak uczonemi dysputami.
— Chcą się mnie pozbyć i wystraszyć tem gadaniem. Ale ja nie w ciemię bity. Złapię ja was ptaszki na gorącym uczynku.
Zostawiał ich więc pozornie samych, ale chyłkiem, ostrożnie, z po za — krzaków skradał się