Strona:Michał Bałucki - Nowelle.djvu/117

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

w wilgotnej ziemi i przypatrywał się machinalnie zasypywaniu trumny. —
Obecni niecierpliwić się zaczęli. Jaki taki miał ochotę odejść, bo i żołądek dopominał się już o obiad i nie wielka była przyjemność stać tak na wilgotnej ziemi i moknąć na deszczu; ale odchodzić nie wypadało, skoro gospodarz stał jeszcze na grobem. Kaszlano tylko, krząkano, chcąc tem dać mu do poznać, że już czas po wracać. Ktoś nawet w tym celu umyślnie głośno wypowiedział — «niechaj mu świeci teraz zawsze i na wieki wieków, amen», akcentując mocno to amen, ale wszystko napróżno. Maniakowski zdawał się nie widzieć, nie słyszeć, nie rozumieć „tych oznak niecierpliwości, lub może umyślnie przetrzymywał wszystkich, chcąc sam bez świadków zostać na grobie przyjaciela.Kuzynek Adolf jednak, jako mistrz ceremonii i obowiązkowy pocieszyciel nie mógł pozwolić na to, więc przystąpił do niego, wziął go poufale pod ramię i z ojcowską czułością mu perswadował:
— Kuzynie! odwagi! — Nie godzi się tak oddawać boleści. Wszakże masz jeszcze nas, którzy cię równie kochamy.
Mówiąc to, uprowadzał gwałtem Maniakowskiego w stronę pałacu, choć tenże nie stawiał zbyt wielkiego oporu, owszem, dał się powodować jak dziecko, albo — lunatyk, co kuzynka Adolfa czyniło niesłychanie dumnym i szczę-