Strona:Michał Bałucki-Za winy niepopełnione.djvu/91

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— A dziewczyna nie ma wstrętu do naszéj religii, skoro, jak widzisz, pomaga mi w téj robocie. — Tu wskazała na antepedyum, rozpięte na krosnach.
— Więc ona tu tak często bywa u matki?
— Pokazuje się, że ty rzadko bywasz, skoro jéj dotąd nie widziałeś. Zasiedziałeś się u tego aptekarza.
Był to rodzaj delikatnego wyrzutu dla Jana, a jakkolwiek wyrzut ten osłodziła matka uśmiechem, niemniéj uczuł go syn. I niewiadomo, czy to tak podziałało na niego, czy téż był jeszcze inny powód, ale następnego dnia nie wyszedł, jak zwykle, do aptekarza, tylko pozostał w domu, i to w pokoju matki, i oświadczył się jéj z chęcią czytania jakichś zajmujących podróży, które z sobą przywiózł z Wiednia.
Matka przyjęła to z wielkiém zadowoleniem. Prosiła go tylko, aby wstrzymał się z czytaniem do przyjścia Amelki, która bardzo lubi polskie książki i całą już prawie ich biblioteczkę domową przeczytała.
Jan chętnie zgodził się na to.
Niedługo czekali, bo niebawem drzwi się otwarły i weszła oczekiwana. Ubranie jéj było staranniejsze, niż zwykle. Miała na sobie muślinową sukienkę, w drobne, niebieskie paski, którą w stanie przepasywała także niebieska szarfa, tylko ciemniejszéj barwy. Z téj saméj materyi miała kokardę pod szyją, a na ramionach zarzuconą lekko białą man-