Strona:Michał Bałucki-Za winy niepopełnione.djvu/72

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ubawić się kosztem aptekarza z małego miasteczka, ale cóż, kiedy aptekarz go uprzedził. Prawda, co? — spytał, uderzając poufale po ramieniu Jana. — O czém-że tak zamyśliłeś się, mój młody przyjacielu?
— Myślę nad tém, jak pan możesz marniéć tu w téj mieścinie, i dlaczego pan tu siedzisz?
— Ba! dlaczego? — wykrzyknął aptekarz, odrzuciwszy w tył głowę, że aż fez zachwiał mu się na niéj — głupia ambicya, nic więcéj. Zachciało mi się być profesorem uniwersytetu, szczęście mi nie dopisało i dostałem się tu, jak złamane koło na strych. Mogłem zostać profesorkiem w jakiém gimnazyum, był-bym może użyteczniejszym światu, niż tu na partykularzu w roli aptekarza; ale ambicya nie pozwalała na to. Starosta, albo kapucyn. Profesorek w gimnazyum! wydawało mi się to tak ubliżającém stanowiskiem, jak Napoleonowi Piérwszemu, gdyby mu, zamiast cesarstwa, ofiarowano miejsce hofrata w ministeryum austryackiém. Niewątpliwie wolał-by nagie skały Świętéj Heleny. Otóż i dla mnie miasteczko to stało się Heleną; z wysokości mojéj apteki patrzę na świat i cieszy mnie, że jestem wielkim wśród mniejszych; a do tego jestem niezależnym. I to może najgłówniejszy powód, dla którego tu siedzę. Wierz mi, że im więcéj rozmyślam nad tą niezależnością moją, tém więcéj lubuję się w niéj. Nie potrzebuję kryć się z mojemi przekonaniami, mówię, co myślę, a taka wolność obstoi za wszelkie tytuły