Strona:Michał Bałucki-Za winy niepopełnione.djvu/70

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Jan usiadł i, kręcąc papierosa, rozglądał się ze zdziwieniem naokoło. Nie spodziewał się w mieszkaniu aptekarza, w małém miasteczku, znaléźć taki zbiór okazały, który mógł-by być ozdobą niejednego muzeum. Niedługo dosiedział na miejscu, bo ciekawość ciągnęła go do drugiego pokoju, gdzie za szklaną szybą zobaczył różne okazy zamorskich ptaków, potwornych owadów; więcéj jeszcze zadziwiła go biblioteczka. Była ona zapełniona dziełami naukowemi, przeważnie tyczącemi się chemii, botaniki, i to były dzieła najnowsze. Już sam wybór ich świadczył, że właścicielowi nie są obce postępy nauk przyrodniczych, i że nie pozostał w tyle z wiadomościami swemi. Zapytywał go umyślnie o niektóre dzieła, aptekarz wydawał o nich sąd trafny, ze spokojem i swobodą człowieka, który panuje nad przedmiotem. W mowie jego nie było nadętości, ani chęci popisu; mówił o teoryi Darwina, lub dziejach przyrody Waechla z tą samą swobodą i łatwością, z jaką opisywał przedtém pannę Zenobią. Widząc, że Jana zajmuje bardzo tego rodzaju rozmowa, pokazywał mu z kolei ogromne i pracowite zbiory roślin z różnych krajów, wyjmował ciekawsze okazy i dawał szczegółowe objaśnienia o naturze roślin.
— Niektóre z nich — mówił — udało mi się zaaklimatyzować w moim ogródku i cieplarni, pokażę je panu potém. Szczególniéj kilka gatunków storczyków utrzymuje się doskonale.