Strona:Michał Bałucki-Za winy niepopełnione.djvu/40

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

się lampeczką z burmistrzem. Serce ojcowskie rosło, jak na drożdżach, że syn, lubo nieznany jeszcze osobiście, umiał już zjednać sobie sympatyą i tak się o niego dobijano. Nie przypuszczał, że aptekarz pragnął tylko w nim miéć jednego człowieka więcéj, przed którym-by mógł wygadać się ze swojemi pessymistycznemi poglądami na świat, a może téż, jako od człowieka, przybywającego z wielkiego świata, chciał zaczerpnąć szerszego oddechu i nowszych wiadomości. Najmniéj zaś przypuszczał, aby burmistrz widział w nim konkurenta do córki. Staremu księżniczka małą się zdawała dla takiego dorodnego i utalentowanego chłopca; marzył dla niego o Bóg wié jak świetnéj przyszłości, ani mu więc na myśl nie przyszło, aby tłusta burmistrzówna była tak nierozsądną.
— Ot, zwyczajnie, ludziska ciekawi — tłómaczył sobie — radzi-by poznać politechnika z Wiednia i niecierpliwią się. A chłopak umié się cenić, nie narzuca się ludziom. No, ale kiedy proszą.
I wytłómaczył synowi, że koniecznie wypada, aby poszli z wizytą do niektórych domów. Zaczęli od burmistrza.
Panna Aniela już od dwóch dni była pod bronią, gotowa na przyjęcie gości, to jest umyta i uczesana, co się jéj rzadko zdarzało; ponawieszała kokard, kokardek, wstążek wszelkiéj barwy na żółtą suknią i, obsypując co chwila czerwoną, świecącą się twarz