Strona:Michał Bałucki-Za winy niepopełnione.djvu/363

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

depcąc cnotę, uczciwość i wszystkie szlachetne uczucia. Publiczność była pewną, że to koniec sztuki i wychodziła niezadowolona, oburzona takiém zakończeniem, a Leon uśmiechnął się do mnie tym śmiechem ironicznym, który miał za życia i rzekł do mnie: „Głupcy! szemrzą, gniewają się, bo nie wiedzą, że jest jeszcze akt piąty. I dużo jest takich — mówił mi daléj — którzy, patrząc na powodzenie łotrów i zbrodniarzy, oburzają się na sprawiedliwość Bożą, a nie wiedzą, że życie to jeszcze nie cały dramat, że brak aktu piątego, długiego, jak cała wieczność”. I miał słuszność Leon, prawda? to jedno, że zbrodnia nie zawsze tu znajduje karę, jest najsilniejszym dowodem nieśmiertelności duszy; grób, to kurtyna, która zasłania nam akt piąty.
Mówił te słowa z gorączkowym pośpiechem, przestając od czasu do czasu, zadyszany, by zaczerpnąć powietrza, bo oddech jego był krótki. Aptekarz bał się, żeby takie forsowne gadanie nie zaszkodziło mu i prosił go, żeby nie mówił więcéj. Ale chory zżymnął się niecierpliwie i rzekł prędko:
— Nie przerywaj mi pan, ja muszę mówić, bo on mi kazał. „Powiedz — mówił mi — powiedz na ziemi wszystkim, którzy cierpią niesprawiedliwie, że jest akt piąty, że jest Bóg, że jest wieczność, że jest sprawiedliwość”.
Głos jego cichy wzmógł się znowu i rozkołysał, jak dzwon, a rozszerzone źrenice patrzały groźnie,