Strona:Michał Bałucki-Za winy niepopełnione.djvu/361

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

mnie, krępujecie, chcecie koniecznie, aby świat uwierzył, że niéma Boga, niéma sprawiedliwości. Och!
Zerwał się raz jeszcze z rozpaczliwém wysileniem, potém opadł zbezsilony na poduszki; piersi pracowały jeszcze gwałtownym oddechem i usta bełkotały jakieś niewyraźne słowa. Mówił coraz ciszéj, znużenie ubezwładniało wszystkie członki, powieki zasunęły się na oczy i usnął.
— No, zdaje się, że najgorsze minęło — odezwał się po cichu aptekarz, patrząc troskliwie na śpiącego.
Amelia uklękła przy łóżku i, płacząc z radości, odmawiała modlitwy, prosząc Boga, żeby to było prawdą.
Sen chorego trwał parę godzin; kiedy się z niego przebudził, wzrok jego zatrzymał się najprzód na aptekarzu, który siedział w nogach przy łóżku. Uśmiechnął się do niego przyjaźnie i rzekł słabym głosem:
— A pan tu co robisz?
— Przyszedłem odwiedzić pana, byłeś trochę słaby.
— Słaby? A tak, przypominam sobie, tam, nad rzeką, zrobiło mi się niedobrze, jakiś dziwny ból tu w głowie, jakby mi kto rozpaloną kulę ołowianą włożył w mózg. Ale teraz mi już dobrze, tak dobrze, lekko.
Odetchnął swobodnie i przymknął oczy, jakby