Strona:Michał Bałucki-Za winy niepopełnione.djvu/352

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

gdzieś niewidzialne w błękitach szale sprawiedliwości, to doczekać się musi upadku bankiera i strasznéj jakiéjś kary na niego.
Te nadzieje dodawały mu siły do znoszenia obecnego położenia. Nie były to nadzieje marzyciela; miały one podstawę swoję; niezadługo miał stanąć na czele piérwszéj fabryki spółki naftowéj, miał należéć sam do niéj, jako wspólnik; wiedział, jak kolosalne fortuny robili ludzie przy podobnych odkryciach; nic więc było niepodobnego, żeby wnet przyszedł do wielkiego majątku. Ale on nie na tém tylko budował swe nadzieje, nie opierał ich na przypadku, szczęściu; nie wykluczał wprawdzie możebności szczęśliwego odkrycia, chciał jednak inną drogą, pewniejszą, bogacić siebie i swoich wspólników, a mianowicie postawieniem fabryki na takim stopniu, aby, oprócz rafineryi, można otrzymywać i inne produkta, jakie z nafty wydobywać można, jako to: farby anilinowe, wosk i tak daléj.
Z niecierpliwością oczekiwał listu, który miał go ostatecznie zawiadomić o przyjęciu jego warunków; list ten miał być dla niego rodzajem balonu, z pomocą którego miał się wznieść w górę z téj przepaści, w jaką strącono jego i rodzinę jego za winy niepopełnione. To téż można sobie wyobrazić, co się działo w jego duszy, kiedy odebrał ten list, a w liście wyczytał, że rada nadzorcza nie przyjęła jego warunków. Cały gmach szczęścia, wzniesiony