Strona:Michał Bałucki-Za winy niepopełnione.djvu/327

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nia. Przez ten czas matka twoja utrzymywała się z pracy rąk, odwiedzała mię, pocieszała i krzepiła upadłego ducha. Zacna ta niewiasta była moim aniołem stróżem.
Gdy mię nareszcie wypuszczono z więzienia, zostawałem jeszcze przez drugie trzy lata pod nadzorem policyi, jako podejrzany o ukrycie pieniędzy. Potém wyjechaliśmy na prowincyą; tam zmieniłem nazwisko, a raczéj użyłem naszego przydomka rodowego: Leszczyc, nie chcąc, abyś nosił nazwisko, które figurowało w aktach kryminalnych. Teraz zrozumiész zapewne, dlaczego nie chciałem przyjąć posady sekretarza, którą mi książę ofiarował. Bałem się wracać do Lwowa, gdzie znano mnie. Schroniłem się w ten cichy zakątek i sądziłem, że tu spokojnie dożyję reszty dni moich. Stało się inaczéj.
Tu umilkł Leszczyc i smutnie zwiesił głowę. Czas jakiś ciężkie milczenie panowało w pokoju.
— Ty milczysz, Janie? — spytał po chwili Leszczyc z bolesnym wyrzutem — o! na Boga, przemów co, bo milczenie twoje zdaje się mię potępiać.
Jan szybko powstał, zbliżył się do ojca i, całując go w rękę, rzekł z uczuciem:
— O, ja wierzę, ojcze, w twoję niewinność, wierzyłem piérwéj, nim mi to powiedziałeś; ale to mię smuci, że nie mogę innym nakazać wierzyć tak samo, że nie mogę zamknąć ust oszczercom. W ich oczach my potępieni; o! to okropne!