Strona:Michał Bałucki-Za winy niepopełnione.djvu/316

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Począłem go pocieszać i uspakajać, jak mogłem; przedstawiałem mu, że są ludzie, którzy się w gorszém od niego położeniu znajdują, a jednak nie rozpaczają; że przy pracy i oszczędności będzie mógł wygrzebać się z tego położenia; ale mi przerwał niezadowolony, mówiąc:
— Taka rada może być dobra dla ciebie, który przyzwyczaiłeś się do mierności i umiész na małém poprzestać. Ale dla mnie takie życie, to śmierć, gorzéj jeszcze, bo śmierć lepsza od takiego życia.
Po takiém decydującém oświadczeniu oczekiwałem z niespokojnością lada dzień katastrofy. Ale minęło dni kilka, kilkanaście, a w życiu jego nie zaszła żadna zmiana. Chodził do biura, jak dawniéj, tylko więcéj jeszcze odsunął się od towarzystwa kolegów, stał się małomównym, nieprzystępnym, ubóztwo powiększyło tylko jego dumę. Przy spotkaniu się ze mną okazywał trochę więcéj uprzejmości, ale nigdy nie wdawał się w dłuższe rozmowy, a szczególniéj nigdy nie dotykał kwestyi owych wypożyczonych trzech tysięcy, jakby zapomniał o tém zupełnie. Obeszła mnie bardzo jego obojętność w tym względzie. Wiedział przecież dobrze, że nie miałem pieniędzy na pokrycie téj sumy, aby ją złożyć napowrót do kasy; musiałem zapożyczyć się i zapłacie grube procenta, na które szła prawie połowa mojéj pensyi. A tu wydatki z każdym dniem się zwiększały; żona odbyła słabość, powiła mi syna. Kło-