Strona:Michał Bałucki-Za winy niepopełnione.djvu/302

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Na to wszedł Jan. Był mocno wzruszony, a gdy zobaczył Leona w takim okropnym stanie, struchlał z przerażenia.
— Leonie, co ty zrobiłeś? — spytał, biorąc go za rękę. Ale doktor odsunął go, zwracając uwagę, że zbytnie wzruszenie może choremu zaszkodzić. Odszedł więc na bok do aptekarza, który stał pod oknem zafrasowany, i odezwał się do niego po cichu tonem wyrzutu:
— Pan wiedziałeś o wszystkiém, dlaczego taiłeś to przede mną?
— On sobie tego życzył — rzekł na swoje usprawiedliwienie.
Niezadługo wyszedł doktor, obiecując wrócić za godzinę. Po jego wyjściu chory odezwał się słabym głosem:
— Czy jest Jan? — a ujrzawszy go zbliżającego się, spojrzał przyjaznym wzrokiem i rzekł:
— Gniewasz się, że ci wypłatałem figla i schwyciłem kulę, co była dla ciebie przeznaczoną? Widocznie jesteś potrzebniejszy na świecie. Masz ojca, matkę i tę, tę z czarnemi oczyma, pamiętasz? tę, którą widziałem u ciebie. Powiedz jéj, że ja, ten garbusek, którego widziała wtedy, a może nawet nie widziała wcale, tak była tylko tobą zajęta, ale to nic, powiedz jéj, że ja darowałem jéj twoje życie. Ona warta tego, wierz mi. Ona cię kocha. Po mojéj śmierci...