Strona:Michał Bałucki-Za winy niepopełnione.djvu/292

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

leżycie. Już zjawienie się rodziny Nadermanów rozruszało trochę umysły, ciekawość nie pozwalała spocząć, dopóki się nie dowiedziano, kto to, po co tu przyjechał, jakie jego stosunki majątkowe. Przybycie trzech konkurentów, jednego po drugim, dało także niemało do mówienia; szczególniéj mamy, które w intencyi wyleczenia córek z zastarzałéj choroby staropanieństwa poprzyjeżdżały tutaj, nie mogły darować tego bankierównie, że ich miała aż trzech, podczas kiedy ich córki poprzestawać musiały na żadnym. Ale najwięcéj przysporzyły towarzystwu kąpielowemu tematów do rozerwania się ostatnie wypadki: bal, na balu skandal, po balu pojedynek, ba, może nawet dwa pojedynki, i jakaś sprawa kryminalna. Było o czém mówić doprawdy. To téż w zdrojowisku wrzało, jak w ulu. Każda pszczółka przynosiła jakąś nowinkę, a przynajmniéj dodatek do nowinki. W ciągu kilku godzin wiedziano już wszędzie, że jeden z konkurentów panny Naderman jest synem kryminalisty, złodzieja, czy téż rozbójnika, że z tego powodu nie będzie pojedynku między nim, a owym przystojnym panem Adolfem, ale natomiast ten pan Adolf będzie się bił z owym eleganckim garbuskiem o obrazę honoru, i to niezadługo.
Tylko Jan nie wiedział o niczém, cały bowiem ten dzień nie wychodził z domu. Znajdował się w stanie jakiéjś umysłowéj bezwładności, która udzieliła się ciału. Siedział całemi godzinami przy