Strona:Michał Bałucki-Za winy niepopełnione.djvu/29

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

i chciałem wycofać się, Julia umiała jedném słowem, czasem ruchem jednym zachwiać tę wiarę, i znowu wracałem, aby zdobywać co chwila i co chwila tracić jéj serce kapryśne, zmienne, nieodgadnione. Miałem wyjechać z Wiednia, a nie mogłem, zwlekałem mój wyjazd, bo chciałem piérwéj upewnić się, czy będę miał po co wrócić tam jeszcze, i pewności téj nie mogłem zyskać. Aż jednego dnia zdecydowałem się stanowczo, nagle. Było to przedwczoraj. Przyszedłem do ich domu przed wieczorem. Była w téj niebieskiéj sukni, w któréj ją tak lubiłem widziéć, bo twarzyczka jéj wśród tych błękitów nabierała kolorytu delikatnych miniatur na kości słoniowéj. Byłem jéj wdzięczny w duszy, że pamiętała o mojém upodobaniu. Nie mogłem jéj także miéć za złe, że przysypała pudrem włosy i wpięła w nie różę na-pół rozkwitłą; owszem, cieszyło mię, że chciała być piękną dla mnie i pochłaniałem ją spojrzeniem, pełném miłości. Gdy naraz wśród rozmowy zdało mi się, że spojrzała na zegar, zauważyłem również, że była czegoś roztargnioną. Po chwili drugi raz rzuciła ukradkowe spojrzenie na zegar. Czeka na kogoś, — pomyślałem sobie, — i ta suknia błękitna, ta róża we włosach... nie dla mnie. I zazdrość zaczęła mnie niepokoić. Pocieszałem się tém, że może oczekuje wizyty jakiéj pani; gdy wtém weszła matka, ubrana już jakby do wyjścia i spytała, naciągając rękawiczki: