Strona:Michał Bałucki-Za winy niepopełnione.djvu/285

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wracali już z obiadu do siebie. Można było wtedy pod jakim bądź pozorem odwołać Adolfa od ich towarzystwa i zatrzymać go przy sobie.
Kiedy weszli na werandę, gdzie zwykle jadano obiad, nie zastali już Nadermanów, tylko Adolfa przy dużym stole, w bardzo liczném i ożywioném towarzystwie. Coś żywo wszystkim rozpowiadał, a potém wyjął jakiś papier i czytał.
Leon i aptekarz usiedli przy drugim stole i kazali sobie podać obiad. To odosobnienie było nawet konieczném, bo przy dużym stole nie było już miejsca. Siedzieli tedy w milczeniu i zabrali się do jedzenia, niewiele uważając na to, co Adolf głośno czytał; ale po chwili treść tego czytania zaczęła ich interesować, bo zauważyli, że tyczyła się właściwie sprawy, dla któréj chcieli się widzieć z Adolfem. Nadstawili więc pilnie uszu i słuchali, co przy drugim stole mówiono i czytano.
— Ale zkąd-że pan przyszedłeś do tego odkrycia? — spytał ktoś Adolfa.
— W sposób dosyć tajemniczy: odebrałem przed kilku dniami list bez podpisu, w którym stało, że Leszczyc nie jest Leszczycem, lecz nazywa się właściwie Górski; ojciec jego kilkanaście lat temu siedział w kryminale za kradzież kasy we Lwowie. Można się o tém dowiedziéć w archiwum sądowém tamże.
— I dlatego-to pan wyjechałeś tak nagle?