Strona:Michał Bałucki-Za winy niepopełnione.djvu/278

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

szczając z niéj oczu. Rad nie rad, musiał czekać z powitaniem aż do ukończenia kadryla. Wśród tańca baron spostrzegł go i, przechodząc koło niego, ścisnął go za rękę uradowany i szepnął w przelocie:
— Wybornie idzie! panna już jakby moja.
Jan uśmiechnął się z politowaniem na to zapewnienie krótkowidzącego barona. Znał on trochę lepiéj Julią, i wiedział, jak można się było złudzić oznakami jéj sympatyi. Przewidywał już z góry, jakiego rozczarowania dozna biedny baronek, gdy się przekona, że to, co brał za szczere złoto, pokaże się tylko błyszczącą, fałszywą blaszką. Jan nie łudził się pod tym względem i trzeźwo oceniał postępowanie Julii, a jednak zdawało mu się, że jeżeli kto, to on miał-by prawo być więcéj zarozumiałym od innych, bo taką, jaką Julia bywała dla niego, nie była dla nikogo nigdy. Nie posądzał, żeby to była miłość, ale zawsze coś, co mogło się nazywać choć doskonałą imitacyą miłości. Nawet teraz, po téj niegrzeczności, jaka go od niéj spotkała, jeszcze nie pozbył się tych złudzeń. Zdawało mu się, że pozyskał sobie już taką nad nią władzę, iż skoro się tylko zbliży do niéj, rozmówi, wnet zniknie nieporozumienie, które ich rozdzieliło chwilowo, i wróci do dawnego z nią stosunku. Był tak pewny tego, że, kiedy Julia w czasie tańca, nie patrząc w stronę, gdzie on stał, powodziła wzrokiem po całéj sali, był przekonany, że jego upatruje między tańczącymi.