Strona:Michał Bałucki-Za winy niepopełnione.djvu/276

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

czył z nią piérwszego mazura, do którego sama mu się ofiarowała przed kilku dniami.
Do balu jednak zostawało kilka długich godzin; chciał je zabić jako tako w towarzystwie Leona, albo aptekarza, albo nareszcie nawet barona. Na nieszczęście, żadnego z nich nie zastał w domu, ani na spacerze nie spotkał się nigdzie z nimi, jakby się zmówili nie pokazywać mu się na oczy. Zły i zmęczony, wrócił do domu, rzucił się na kanapę, próbował usnąć i nie mógł, bo natłok myśli nie pozwalał. Leżał tedy, udając sam przed sobą cierpliwość, i liczył długie godziny, które oczekiwanie dwa razy dluższém czyniły.
Nareszcie koło godziny dziewiątéj rozpoczął się ruch na ulicy. Słychać było mężczyzn, spieszących wśród gwarnéj i wesołéj rozmowy do sali balowéj; od czasu do czasu jakaś bryczka, wioząca damy i ojców rodziny, zaturkotała po kamieniach. Ten ruch uspokoił trochę Jana; umyślnie ociągał się z ubieraniem, aby Julią tém pewniéj zastać, gdy wejdzie na salę. Nie chciał tam na nowo przechodzić wszystkich mąk niecierpliwego czekania; wolał ten czas przeczekać w domu. Ubierał się z flegmatyczną systematycznością, bawiąc się nad każdym drobiazgiem. Kiedy ukończył zupełnie toaletę i wyszedł z domu, była już dziesiąta.
Na sali balowéj było już gwarno i ochoczo. Przetańczono walca, polkę i teraz pary stawały do