Strona:Michał Bałucki-Za winy niepopełnione.djvu/260

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

i udawać obojętnego, ale mu to z trudnością przychodziło.
Leon i aptekarz, jakkolwiek mniéj interesowani w téj sprawie, przecież nie mniéj zaintrygowani byli tak przyjazdem Jana, jak i jego całém zachowaniem się. Mniéj dziwném-by im to się wydawało, gdyby byli znali bliższe szczegóły, tyczące się znalezienia kosztowności bankiera. Ale policya udzieliła tylko ogólnikowych wyjaśnień, że odkryto miejsce, gdzie złożone były skradziono przedmioty, i że poszukuje się złoczyńców. Resztę szczegółów zachowała dla siebie; potrzebną była tajemnica do dalszego toku śledztwa. Aptekarzowi tedy ani przez myśl przejść nie mogło, żeby żydówka wmieszaną była w tę sprawę. Odjechał Jana zakochanego w niéj po uszy, to téż trudno mu było zrozumiéć teraz to jego mocne zajęcie się Julią, które miało wszystkie pozory szalonéj miłości. Nie mógł, naturalnie, domyślić się, że, zrozpaczony, używał téj miłości, jak odurzającego napoju, aby zapomniéć o tém, co go bolało i gryzło.
Jan spodziewał się zapewne, że Leon i aptekarz zechcą go badać, a że nie miał wcale ochoty spowiadać się przed nimi, więc wyszedł piérwéj, nim mieli czas skończyć rozpoczętą po kolacyi partyą. Na drugi dzień, kiedy Leon przyszedł do niego koło dziesiątéj, nie zastał go już w domu. Spotkał go dopiéro na spacerze, koło źródła, ale już w towarzystwie Julii. Odtąd nieodstępnie znajdował się przy