Strona:Michał Bałucki-Za winy niepopełnione.djvu/258

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

znaczące spojrzenia i uśmiechali się w cichości. Oni wiedzieli, że Julia czeka na przyjazd Jana, i wiedzieli także, że on nie przyjedzie.
To téż niemałe było ich zdziwienie, kiedy jednego dnia, wracając we dwóch z wycieczki z gór, ujrzeli na spacerze Jana w towarzystwie Julii. Był niezwyczajnie wesoły, ożywiony, rozmawiał z Julią z takiém zajęciem, że nie spostrzegł nawet, gdy się zbliżył do nich; musieli aż odezwać się do niego, aby zwrócić jego uwagę na siebie. Powitał ich dość obojętnie, lekceważąco prawie i zwrócił się znowu do Julii. Rozmawiając oboje, wyprzedzili znacznie towarzystwo, nie troszcząc się wcale o resztę osób. Tak samo zachowywali się w salonie; byli tylko sobą zajęci, ciągle przy sobie. Nawet przy herbacie Julia usadowiła Jana obok siebie, sama podała mu herbatę, przysunęła talerz z ciastkami, słowem, była dla niego taką, jak dla nikogo. Trudno było poznać, że to ta sama kapryśna, rozpieszczona Julia; radość z powodu przyjazdu Jana zmieniła ją zupełnie. Szło jéj widocznie o to, aby przybyły gość był z niéj zadowolony; starała się ująć go sobie. I udało się to w zupełności, bo Jan także tylko ją jednę widział przy stole, nie mieszając się wcale do ogólnéj rozmowy. Oboje po cichu szeptali ciągle ze sobą i, nim jeszcze wstano od herbaty, wynieśli się pod okno dla swobodniejszej pogawędki.
Można sobie wyobrazić, co się działo Adolfowi,