Strona:Michał Bałucki-Za winy niepopełnione.djvu/242

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

się Nuchem, którego zastanowiło to nadzwyczajne zainteresowanie się Grünwalda losami Leszczyca.
— Nic, dziwię się tylko, że taki golec, taki nędzarz, tak wysoko sięgnął, aż po córkę bankiera.
— Zachciało mu się pieniędzy bankiera, i kto wié, czy-by ich nie był dostał, bo widziałem na kolei, gdzie on czekał na nich, że córka bankiera dobrém okiem pogłądała na niego.
— Więc czekał tam na nich?
— Czekał.
— To gałgan — zamruczał żyd pod nosem i wnet dodał, zapewne z obawy, aby to oburzenie nie zadziwiło znowu Nuchema: — Teraz jeszcze prędzéj dostanie bankierównę, kiedy im taką oddał przysługę. Może on nawet dlatego to zrobił. Przez niego cierpi teraz moja Małka.
— Będzie i on cierpiał, nie bój się. Znalazłem ja sposób przystawić mu stołka.
— A to jak?
— Poznałem w drodze jednego człowieka, który także ma chęć ożenienia się z bankierówną. Ma to być jakiś urzędnik banku, bo chciał ode mnie lasy kupować i dał mi swój adres. Otóż użyłem tego adresu, aby mu donieść, że Leszczyc nie jest Leszczycem, ale nazywa się właściwie Górski, i że ojciec jego siedział za złodziejstwo. Podałem mu, według tego, jak mi ty mówiłeś, lata, w których Górski siedział w kryminale, i miejsce, gdzie siedział. W jego