Strona:Michał Bałucki-Za winy niepopełnione.djvu/226

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

pustoty, ale mało brakło, żeby się rozpłakała. Jan z matką późno wieczorem odprowadzili ją do domu.
Na drugi dzień rano gruchnęła dziwna wieść po mieście, że w mieszkaniu żydówki odbyła się w nocy rewizya, że znaleziono mnóztwo skradzionych rzeczy, i wskutek tego obie żydówki zaaresztowano. Wieść ta, przechodząc z ust do ust, urosła, szczególniéj w ustach niektórych plotkarek miejskich, do potwornych rozmiarów; mówiono już o jakichś trupach, znalezionych w piwnicy, o jakichś podziemnych kurytarzach, które ciągnęły się na pół mili, a któremi zbójcy dochodzili do miasta. Naczelnikiem tych zbójców miał być ojciec żydówki, a ona kochanką ich. Panna Zenobia dała na mszę świętą, że jéj Pan Bóg zdrowo i cało pozwolił wydostać się z téj jaskini zbójców.
— Mój Azorek — mówiła — czuł tam coś złego. Ile razyśmy tam wchodzili, doznawał biedaczek nerwowego drżenia. A i ta żydówka, o! jéj coś niedobrego patrzało z oczu; prawdy religijne nie przystawały do jéj bezbożnéj duszy, to była tylko hipokryzya, aby nas w pole wywieść i zamydlić oczy tym chrztem. To téż sprawiedliwość Bozka nie przepuści jéj bezkarnie tego grzechu.
Najwięcéj jednak poruszyła ta sprawa dom burmistrza. Była to woda na ich młyn. Panna Aniela aż pod sufit skakała z radości.
— Dobrze mu tak, dobrze! niech teraz żeni się ze złodziejką! To się ubrał dopiéro!