Strona:Michał Bałucki-Za winy niepopełnione.djvu/191

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Obok owéj ruchliwéj istotki siedział jakiś człowieczek, w popielatym żakiecie, nie brzydki wcale, owszem, twarz jego wyrażała dowcip, a w oczach znać było dużo rozumu, mimo to, robił wrażenie śmieszne, bo głowa jego tak nizko była osadzona między ramionami, że prawie po uszy w nich utonęła. Pochodziło to ztąd, że ów człowiek był garbatym, potwornie garbatym. Właściwie składał się cały tylko z tego ogromnego garbu, sterczącego z tyłu i z przodu, z którego wychodziły niezwyczajnie długie ręce i stosunkowo do całości także za długie nogi.
Mimo téj ułomności, w ubiorze jego była wielka staranność; wszystko na nim było według przepisów mody; garb na piersiach nie przeszkadzał mu nosić odkrytego gorsu, na którym połyskiwały brylantowe spinki, kamizelkę miał mocno wyciętą, spodnie w kraty duże, a ręka jedna, pomimo gorąca, była w rękawiczce, podczas gdy ręką oswobodzoną od niéj, ręką białą, długą, gładził z flegmą hiszpańską bródkę.
Zdziwią się zapewne niepomału czytelnicy, gdy im powiem, że tą karykaturą o eleganckich manierach i żurnalowym ubiorze był Leon. Z listów jego widać było, że to człowiek, któremu nie brakło ani rozumu, ani dowcipu, który umiał trafnie sądzić innych. Tém téż bardziéj zastanawiało u niego to pretensyonalne ubranie, które jeszcze więcéj podno-