Strona:Michał Bałucki-Za winy niepopełnione.djvu/19

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

niego wszystkiém, towarzystwo żony wystarczało mu zupełnie do szczęścia. Kupiec nie przesadził, nazywając ich parą turkawek; pomimo siwych włosów, kochali się młodzieńczą miłością i jedno bez drugiego tęskniło, skoro się czas jakiś nie widzieli.
Kiedy Leszczyc wracał do domu z miasta, dokąd rzadko bardzo wychodził za sprawunkami, z okna koło bramy, z za gieranijek uśmiechała się do niego rumiana, pulchna twarz żony. Tak jest: rumiana twarz, pomimo bowiem skończonych lat pięćdziesięciu, wyglądała jeszcze tak, że, kto-by nie widział jéj siwych włosów, mógł-by ją wziąć za młodą mężatkę, szczególniéj kiedy czerstwą twarzyczkę swoję ozdobiła białym czepeczkiem z liliowemi wstążkami. Robiła wrażenie pogodnego dnia jesiennego, kiedy to jeszcze astry i werbeny weselą oko.
Leszczyc z daleka już podnosił zwykle głowę i uśmiechał się do swojéj jéjmości, choć jeszcze nie mógł dojrzéć jéj twarzy z powodu krótkiego wzroku. Tak był pewny, że go wygląda.
Ale dziś jakoś nadspodziewanie okienko wydawało mu się puste. Nie chciał wierzyć własnym oczom. Zbliżając się do bramy, przekonał się, że okno było wprawdzie otwarte, ale w niém nikogo nie było.
— Może biedactwo przeczuła, że wracam z próżnemi rękoma i poszła w kąt wypłakać się — mówił