Strona:Michał Bałucki-Za winy niepopełnione.djvu/188

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Tymczasem nadszedł Leszczyc, który dotąd siedział w drugim pokoju, kończąc rachunki gospodarskie.
— A ot, ojciec ci najlepiéj doradzi — rzekła matka do Jana — zna dobrze miasto, i będzie wiedział, gdzie najstosowniéj umieścić będzie można twoich gości.
— Jakich gości? — spytał Leszczyc.
— Moi znajomi z Wiednia. Bankier Naderman z rodziną.
— Naderman? — powtórzyli prawie równocześnie Leszczyc i jego żona, i spojrzeli na siebie dziwnym jakimś wzrokiem. Jan zauważył, że ojciec jego popobladł w téj chwili, a oczy jego, zwykle takie łagodne, rzuciły jakieś dzikie, niespokojne spojrzenie.
— Więc ten twój bankier nazywa się Naderman? — spytała Leszczycowa.
— Tak. Może go znacie? On dawniéj podobno mieszkał w Galicyi.
— Nie znam go i znać nie chcę — odezwał się Leszczyc.

— To téż nie potrzebujemy przecie poznawać się z nimi — dorzuciła prędko Leszczycowa, jakby się bała, żeby mąż czego więcéj nie powiedział. — Jan ich przyjmie, jako ich znajomy; zabawią pono przez noc tylko.